Pułkownik Corso i tajemnice Roswell
Amerykańscy bohaterowie wojenni twierdzili, że ich kraj w latach 40. XX wieku wszedł w posiadanie wraków UFO. Czy ich sensacyjne doniesienia mają jakieś podstawy?
Co skłania 82-letniego staruszka do napisania wywołujących kontrowersje wspomnień? Pieniądze? Chęć zdobycia sławy? Gdy w 1997 r. pułkownik Philip J. Corso napisał książkę „The Day after Roswell” („Dzień po Roswell”), chyba nie kierował się chęcią zdobycia bogactw i rozgłosu. Miał przed sobą niecały rok żywota, nie narzekał na swój standard życia, a sławę już zdobył. W armii USA zaczął służyć w 1942 r. i był oficerem wywiadu w Afryce Płn. i we Włoszech. Mimo stosunkowo młodego wieku kierował amerykańską służbą kontrwywiadowczą w Rzymie. W czasie wojny w Korei służył w sztabie gen. Douglasa MacArthura, a w latach 1953–1957 pracował w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Eisenhowera. W 1992 r. złożył w Kongresie USA wstrząsające zeznania o tym, że po wojnie w Korei setki amerykańskich jeńców utknęły w północnokoreańskich łagrach. Do końca życia zachował dużą sprawność umysłu i – jako praktykujący katolik, osobiście znający dwóch papieży – był też daleki od wszelkich ruchów New Age. Każdy sąd uznałby tego zasłużonego weterana za bardzo wiarygodnego świadka. Gdy jednak Corso opublikował swoje wspomnienia, ich treść wywołała szok i konsternację. Napisał on bowiem o swojej pracy z artefaktami mającymi rzekomo pochodzić z pojazdu obcych istot rozbitego w pobliżu miejscowości...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta